Jakub Wrąbel

 

Jakub Wrąbel

Kolejnym wychowankiem Parasola, którego wezmę na warsztat, jest Jakub Wrąbel. 24-letni bramkarz w swojej karierze przeżywał wzloty i upadki. Dziś reprezentuje barwy Wisły Płock i z pewnością chciałby powrócić do formy, jaką prezentował między 2016 a 2018 rokiem.

Poczatki

Na pierwszy trening piłkarski Kuba trafił w wieku 7 lat, za namową swojego taty – byłego zawodnika Warty Sieradz. Treningi rozpoczął w Parasolu Wrocław u tamtejszych trenerów – Jana Słabego, pod którego okiem zbierał pierwsze szlify bramkarskie, a później Roberta Cichego, który kształcił młodego adepta piłki nożnej od poziomu orlika do juniora młodszego. Swoją przygodę z futbolem zaczynał jako obrońca, ale z biegiem czasu coraz częściej stawał między słupkami. Po jakimś czasie stwierdził, że to właśnie w bramce czuje się najlepiej i to pod tym kątem planuje swój dalszy rozwój. Decyzja okazała się być strzałem w dziesiątkę, bowiem młody bramkarz szybko był wyróżniany za swoją nienaganną grę. Pojawiły się też powołania do kadry Dolnego Śląska. Podczas jednego ze zgrupowań nadarzyła się możliwość transferu do Śląska Wrocław. Krzysztof Paluszek i Józef Klepak, odpowiedzialni za transfery w Śląsku, byli oczarowani talentem wychowanka Parasola. Zadzwonili do ojca Kuby i wyrazili zainteresowanie jego synem. Nikt nie chciał hamować rozwoju chłopca, dlatego transfer na Oporowską doszedł do skutku.

Wejście do zespołu miał bardzo dobre. Szybko zaczął się wyróżniać na tle starszych kolegów i dostał szansę debiutu w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy, mając zaledwie 15 lat. Debiut warunkowało ukończenie 16. roku życia, dlatego trzeba było podpisać niezbędne dokumenty, aby wyjście na murawę stało się możliwe. Po obiecujących występach młodego golkipera przyszedł czas, aby udowodnić swoją wartość w seniorskiej piłce.

Wejście w dorosły futbol

Na otrzymanie możliwości zadebiutowania w pierwszym zespole Jakub zapracował świetną grą w rezerwach. Po ponad roku ogrywania się na poziomie III Ligi sztab szkoleniowy postanowił sprawdzić, na co stać utalentowanego nastolatka.

Debiutancki występ zaliczył 23 września 2014 r. w wyjazdowym spotkaniu przeciwko Widzewowi Łódź. Mecz zakończył się awansem wrocławian do kolejnej rundy, a młody bramkarz przedstawił się publiczności z bardzo pozytywnej strony. W sezonie 14/15 wystąpił w podstawowym trykocie kilka razy, pozostawiając po sobie pozytywne wrażenie. Trenerzy wrocławskiej drużyny zdawali sobie sprawę, że mają w szeregach piłkarza, który za parę lat może być bohaterem bardzo głośnego zagranicznego transferu. Zanim jednak miało do tego dojść, perspektywiczny zawodnik miał konsekwentnie rozwijać swoje umiejętności.

Kariera nie obrała jednak właściwego kierunku. Cały następny sezon przesiedział na ławce rezerwowych, występując w zaledwie 7 spotkaniach. Sztab trenerski nie mógł zagwarantować Kubie stałego miejsca w wyjściowej jedenastce, dlatego ten, aby nie stać w miejscu, tylko poczynać stały postęp, postanowił udać się na wypożyczenie do I-ligowej Olimpii Grudziądz. Po raz kolejny nie zawiódł go jego instynkt. Podczas pobytu w Grudziądzu był pierwszym wyborem trenera Jacka Paszulewicza, o czym świadczy ilość występów, bowiem aż 28- krotnie meldował się na boisku, zachowując przy tym 10 czystych kont. Wyśmienita forma pozwoliła poważnie myśleć, 20-letniemu wówczas piłkarzowi, o powołaniu na Młodzieżowe Mistrzostwa Europy rozgrywane w Polsce. Liczyło się również to, że do tej pory był konsekwentnie powoływany i wystawiany w wyjściowej jedenastce przez ówczesnego selekcjonera reprezentacji u-21 Marcina Dornę.

 

Młodzieżowe Mistrzostwa Europy

Po efektownym sezonie Kuba się nie zawiódł i otrzymał powołanie na Euro u-21. Możliwość przedstawienia pełni swoich umiejętności na tak prestiżowym turnieju mogła mu pomóc w otworzeniu wielu drzwi do topowych europejskich drużyn. Szczególnie, że miał całkiem atrakcyjną klauzulę odejścia zapisaną w kontrakcie, opiewającą na 2 mln €.

Polska całościowo nie zaprezentowała się na miarę swoich możliwości i zakończyła turniej na etapie fazy grupowej. Szkoda, bo w obu pierwszych spotkaniach rozpoczynaliśmy strzelanie i skompletowanie dwóch zwycięstw w starciach ze Słowacją i Szwecją było na wyciągnięcie ręki. Była to dla nas spora szansa na awans do fazy pucharowej, gdyż mieliśmy idealny terminarz. Dopiero w ostatnim meczu mierzyliśmy się z Anglikami, od których zresztą dostaliśmy solidną lekcję futbolu. Inaczej ma się sprawa z polskim Neuerem, który jako jeden z nielicznych polskich zawodników zbierał pochwały od ekspertów i komentatorów. Po tej imprezie z pewnością znalazł się w notesie niejednego skauta renomowanego klubu, ale oficjalna oferta się nie pojawiła. Dlatego trzeba było pójść za ciosem i zacząć błyszczeć w rozgrywkach Ekstraklasy, aby myśleć o wyjeździe za granicę.

 

Droga w niewłaściwym kierunku

Po obiecujących występach na zapleczu Ekstraklasy oraz MME Kuba wracał do Wrocławia jako zawodnik, który z automatu powinien wskoczyć do wyjściowej jedenastki; pomimo dołączenia do zespołu bramkarza posiadającego spory staż w najwyższej klasie rozgrywkowej – Jakuba Słowika. Tak też się stało, ale takowa sytuacja nie potrwała zbyt długo.

W pierwszej fazie sezonu 17/18 Śląsk przeżywał wzloty i upadki. Początek rozgrywek nie należał do najprzyjemniejszych. Trudno, żeby było inaczej, skoro zaczynasz od porażki z odwiecznym rywalem, a następnie w pechowych okolicznościach przegrywasz w derbach. Podopieczni Jana Urbana szybko jednak wzięli się za odrabianie strat w ligowej tabeli. Wkrótce nastąpił okres 9 meczów bez porażki i awans do czołówki. Po obiecującej serii Wojskowi zwolnili tempo i z trudem zdobywali kolejne punkty. Obrońcy nie czuli się już pewnie, mając za swoimi plecami Jakuba Wrąbla, który popełnił kilka błędów, bezpośrednio prowadzących do utraty bramek. To skutkowało posadzeniem go na ławce rezerwowych. Jego rywal, Jakub Słowik, wskoczył do bramki i nie oddał już miejsca młodemu golkiperowi. To samo tyczyło się następnego sezonu. Były bramkarz Pogoni Szczecin czy Jagielloni Białystok zbierał fantastyczne noty i grywał praktycznie od deski do deski. Wrąbel jedynie 5-krotnie wybiegł na murawę. Brak otrzymania satysfakcjonującej ilości minut od Tadeusza Pawłowskiego, a później Vítězslava Lavički przyczynił się do podjęcia decyzji opuszczenia Oporowskiej i definitywnego transferu do Wisły Płock.

 

Walka o powrót do formy

W celu odnalezienia dobrej dyspozycji na boisku, Kuba zamienił stolicę Dolnego Śląska na Płock. Oba zespoły nie odstają od siebie poziomem sportowym, ale kwestia obsadzenia pozycji bramkarza różni się diametralnie. We Wrocławiu Jakuba Słowika zastąpił przechodzący z Lecha Poznań, Matúš Putnocký, obecnie jeden z najlepszych w swojej roli w Ekstraklasie. W ekipie Nafciarzy funkcję podstawowego bramkarza sprawował Thomas Dähne, notorycznie popełniający koszmarne błędy, które często kosztowały utratą cennych punktów. Wychowanek Parasola widział swoją szansę w zastąpieniu niepewnego ogniwa, jakim bez wątpienia był Niemiec. Niestety plany nie potoczyły się pomyślnie. Radosław Sobolewski uporczywie stawiał na aktualnego piłkarza Holstein Kiel, natomiast przełomowym momentem miał być wyjazd do Wrocławia na spotkanie ze Śląskiem. Opiekun płocczan nieprzypadkowo wybrał ten moment na posłanie do boju Wrąbla. Chciał mu dać w ten sposób okazję na pokazanie byłemu trenerowi, że pomylił się co do jego osoby. Wszystko jednak potoczyło się odwrotnie. Wrąbel od pierwszego gwizdka sędziego był niepewnym punktem drużyny, co idealnie obrazuje popełniony przez niego błąd przy jednej z bramek wrocławian. Śląsk odprawił przyjezdnych z kwitkiem. Goście musieli wracać do domów z zerowym dorobkiem punktowym. Na nieszczęście Wrąbla, był to jego ostatni mecz w niebiesko-biało-niebieskich barwach.

Jakby tego było mało, zimą do klubu został ściągnięty Krzysztof Kamiński, który miał być receptą na problemy defensywne. Po tej informacji bohater tekstu musiał szukać sobie klubu, w którym dostałby trochę minut, aby nie stać w miejscu. Podjął decyzję o półrocznym wypożyczeniu do wicelidera I ligi, Stali Mielec, z którą ostatecznie wywalczył awans do Ekstraklasy. Podczas rundy wiosennej minionego sezonu wystąpił w większości meczów. Po udanej połowie roku, przyszedł czas na powrót do Płocka i trudną walkę o miejsce w drużynie. Jak dotąd, rywalizację wygrywa Kamiński i nie zapowiada się, żeby w najbliższym czasie sytuacja uległa zmianie. Niekiedy rozwiązaniem jest zrobienie dwóch kroków w tył, żeby zrobić krok naprzód, a wychowanek Parasola coś o tym wie.

                                                                                                                                                    Adam Mokrzycki

Statystyki

Data i miejsce urodzenia: 8.06.1996, Wrocław

Kariera juniorska: Parasol Wrocław 2003-2011

Śląsk Wrocław 2012-2013, 18 spotkań – 26 straconych goli – 6 czystych kont

Kariera seniorska: Śląsk Wrocław 2013-2016, 59 spotkań – 80 straconych goli – 14 czystych kont

Olimpia Grudziądz 2016-2017, 28 spotkań – 32 stracone gole – 10 czystych kont

Śląsk Wrocław 2017-2019, 22 spotkania – 28 straconych goli – 5 czystych kont

Wisła Płock 2019, 3 spotkania – 3 stracone gole – 2 czyste konta

Stal Mielec 2020, 10 spotkań – 10 straconych goli – 4 czyste konta

Wisła Płock od 2020, 0 spotkań

Bilans według rozgrywek: III Liga, 43 spotkania – 60 straconych goli – 12 czystych kont

Fortuna I Liga, 37 spotkań – 39 straconych goli – 14 czystych kont

PKO Ekstraklasa, 31 spotkań – 45 straconych goli – 4 czyste konta

Młoda Ekstraklasa, 18 spotkań – 26 straconych goli – 6 czystych kont

Puchar Polski, 12 spotkań – 10 straconych goli – 5 czystych kont